- W ciągu 30 lat pracy nie zauważyłem istotnej poprawy kształcenia w obszarze onkologii studentów medycyny, a także specjalistów dyscyplin nieonkologicznych. Tymczasem często zapomina się, że to nie onkolodzy stawiają diagnozę, pacjent najczęściej trafia do nich już zdiagnozowany - mówi prof. Krzysztof Składowski, dyrektor Centrum Onkologii - Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddziału w Gliwicach.

- W nauczaniu medycyny niezbędna jest rewolucja - wszyscy lekarze mają być onkologami - przekonuje prof. Krzysztof Składowski, dyrektor Centrum Onkologii - Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddziału w Gliwicach.
- Tylko dla jednego nowotworu w naszym kraju umieralność jest procentowo mniejsza niż zapadalność. Chodzi o raka starcza. W przypadku mężczyzn wszystkie inne nowotwory mają mają równą procentowo zapadalność i umieralność (tyle samo osób w skali roku zachorowuje i umiera), a są i takie, jak np. rak płuca, w których umieralność o niemal 30 proc. przeważa nad zapadalnością - przypomina prof. Składowski.
Dodaje: - To oznacza, że postępu, o który tak walczymy, nie widać. Widać za to niemoc, której nie możemy pokonać, szukamy zatem przyczyn tej sytuacji - mówi prof. Składowski. W jego ocenie chodzi naturalnie o pieniądze, których jest o wiele za mało. Ale nie tylko.
Co jest przyczyną problemu?
- Dlaczego w Polsce wskaźniki epidemiologiczne i wyniki leczenia są gorsze niż w pozostałych krajach UE? Ponieważ chorobę nowotworową rozpoznaje się u nas w późniejszych, bardziej zaawansowanych stadiach. Dzieje się tak dlatego, ponieważ mamy albo staroświecką, albo wręcz nieobecną edukację onkologiczną. Właśnie ten problem leży u podłoża wszystkich późniejszych kłopotów - uważa ekspert.
- Powszechna świadomość społeczna znacznie się wprawdzie poprawiła, dzięki internetowi, ale w ślad za tym nie idzie powszechna, zorganizowana edukacja onkologiczna. Także w szkołach, w których nie uczy się medycyny, ale uczy się biologii. Czy nie jest to pole do popisu dla samorządów? - pyta prof. Składowski.
Jak dodaje, istotne jest także to, że w ciągu 30 lat pracy nie zauważył istotnej poprawy w zakresie kształcenia w obszarze onkologii studentów medycyny, a także specjalistów dyscyplin nieonkologicznych. Tymczasem często zapomina się, że to nie onkolodzy stawiają diagnozę, pacjent najczęściej trafia do nich już zdiagnozowany. Nowotwory rozpoznają lekarze rodzinni i lekarze specjaliści, najczęściej zabiegowcy.
Przypomina, że nawet w tak obszernym, kompleksowym dokumencie jak Strategia Walki z Rakiem w Polsce, nauczaniu onkologii poświęcony jest tylko jeden akapit. W ogóle nie ma w nim mowy o szkoleniu podyplomowym i o programach specjalizacyjnych w dziedzinach nieonkologicznych. Tymczasem nowotwory nie są przecież w naszym kraju niczym rzadkim, nie są też łatwe do leczenia, a wyniki tego leczenia trudno uznać za zadowalające.
Onkologia traktowana po macoszemu
- Przeanalizowałem treść polskich podręczników i programów specjalizacji podstawowych dyscyplin klinicznych - onkologia znajduje się w nich w niszy informacyjnej. Przykładem mogą być podręczniki interny z lat 1985-2005 w zakresie raka płuca, który jest najczęściej rozpoznawany właśnie przez internistów - mówi prof. Składowski.
Wyjaśnia, że w podręczniku prof. Franciszka Kokota wydanym w 1986 r. rakowi płuca poświęca się raptem sześć stron. Już po transformacji ukazał się nowy podręcznik, którego głównym autorem był prof. Witold Orłowski. Na 328 stron poświęconych chorobom układu oddechowego rakowi płuca poświęcono w nim stron 38. W 1995 r. na ponad 190 stronach o chorobach układu oddechowego rak płuca został zawarty w 10. Podobnie jest w obecnie obowiązującym podręczniku: 12 stron o raku płuca na 237 stron o chorobach układu oddechowego.
- Można śmiało postawić tezę, że absolwenci medycyny i lekarze nie mają odruchu onkologicznego, ponieważ nie nabyli go w czasie studiów. Nie nabyli go także w trakcie specjalizacji, ponieważ sytuacja podobna do tej w internie panuje we wszystkich innych dziedzinach. Winę za to ponosi system kształcenia przed- i podyplomowego, który wciąż traktuje onkologię marginalnie - wskazuje prof. Składowski.
- Teza, że panaceum na wszystkie problemy onkologii są pieniądze na nowoczesne terapie, jest niecelna. Wyniki leczenia nowotworów nie ulegną radykalnej poprawie, jeśli organizacja kształcenia lekarzy nie zmieni się, także w sposób radykalny. W nauczaniu medycyny niezbędna jest rewolucja - wszyscy lekarze mają być onkologami - dodaje ekspert.
Jak kształcić wykształconych?
Prof. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu generalnie zgadza się z takim podejściem.
- Pełna zgoda - mają być onkologami, ale wykształconymi. Tymczasem, jeśli chodzi o kształcenie studentów medycyny, znam sytuację, że zakres raka piersi prowadzony był np. przez jedną z klinik, która tego akurat nowotworu nie leczy. Tezy, które tam były wygłaszane świadczyły, mówiąc najdelikatniej, o tym, że ci lekarze nie byli onkologami. I to jest problemem, bo jak kształcić kogoś, kto już obecnie ma uprawnienia do kształcenia? Jak kształcić lekarzy po zakończeniu procesu specjalizacji? - pyta prof. Maciejczyk.
Wskazuje, że nikt nie kontroluje procesu kształcenia ustawicznego, nikt nie panuje nad tym zakresem. Problem edukacji jest zatem o wiele szerszy niż tylko kwestia szkolenia przeddyplomowego.
- Niedawno miałem okazję porozmawiać z wybitym koreańskim specjalistą o nauczaniu onkologii w Korei. Okazało się, że już dawno odstąpiono tam od tzw. modelu narządowego, obejmującego tradycyjne dyscypliny, na rzecz problemu klinicznego do rozwiązania. Być może to właśnie jest sposób na poprawę sytuacji - podpowiada prof. Składowski.
Warto postawić na współpracę
Prof. Tomasz Szczepański z Katedry i Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, prorektor ds. nauki SUM przekonuje, że większy nacisk w procesie kształcenia należy położyć na centra onkologii i ich współpracę z uczelniami medycznymi. Takie „małżeństwo” bardzo szybko zostało zawarte np. w przypadku Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu i Dolnośląskiego Centrum Onkologii.
- Jeśli przyszły lekarz nie będzie widział pacjentów z nowotworami, jego wiedza będzie jałowa. Wiemy, jak to zwykle wyglądało: onkologii uczono np. na chirurgii, gdzie procent pacjentów onkologicznych wynosił czasem 50, a czasem 5-10. Podobnie było na internie. Centra onkologii znoszą ten problem - zaznacza prof. Szczepański.
Dodaje, że ważne jest także opracowanie centralnego programu nauczania onkologii, bo wówczas nie będzie można go omijać.
- Praktycznemu nauczaniu onkologii nie sprzyja duża liczba studentów. Podam przykład z własnego podwórka: sam kieruję 25-łóżkowym oddziałem, na którym jest ich czasami 28. Dlatego myślimy również o współpracy z innymi szpitalami, nie tylko klinicznymi, ponieważ ten tłok trzeba jakoś rozładować - zauważa.
Jak podkreśla prof. Maciejczyk, dużo mówi się o sieci onkologicznej i o roli centrów onkologii jako jednostek koordynujących leczenie onkologiczne w swoim regionie.
- Taka jednostka koordynująca musi brać również na barki obowiązek szkolenia, ponieważ inaczej nie możemy oczekiwać efektów w postaci poprawy czujności onkologicznej prowadzącej do wcześnie wykrywanych nowotworów - mówi dyrektor DCO.
Okiem pacjenta
Jolanta Czernicka-Siwecka, prezes Fundacji „Iskierka” przekonuje z kolei, że z punktu widzenia pacjenta ważne jest, aby lekarz nie tylko potrafił słuchać, ale także słyszeć pacjenta. Dlatego potrzebne jest zwiększenie liczby godzin zajęć z psychologami, których w ramach studiów jest obecnie ok. 30, czyli zdecydowanie za mało. Tymczasem umiejętność rozmowy z pacjentem bardzo przyczynia się do dobrej diagnostyki i wpływa na cały proces leczenia.
- Zajęcia w zakresie komunikacji z pacjentem są przyszłym lekarzom bardzo potrzebne, na co zwracają uwagę także sami studenci. Potrzebujemy przemodelowania programów nauczania, nie tylko zresztą w tym obszarze. Problemem do rozwiązania jest również, w przypadku studentów szóstego roku, wdrożenie do pracy w ramach codziennej praktyki oddziału szpitalnego - mówi prof. Szczepański.
- Na to wszystko potrzebne są jednak dodatkowe środki, a na razie resort zdrowia naciska przede wszystkim na kształcenie jak największej liczby lekarzy - dodaje prof. Szczepański.
Jak podkreśla prof. Maciejczyk, im więcej zajęć ze studentami w centrach onkologii - wielodyscyplinarnych ośrodkach, gdzie również pracują psycholodzy i gdzie można przyjrzeć się właściwemu modelowi kompleksowej opieki nad pacjentem - tym lepiej, bo takie podejście stanie się bliższe i bardziej dostępne przyszłym lekarzom.
Wszystkie wypowiedzi zanotowano podczas sesji „Edukacja onkologiczna - never-ending (shame) story” w ramach III Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach (8-10 marca 2018 r.).