Eksperci: system i pacjenci tracą na utrudnieniach w dostępie do leczenia żywieniowego

Marzena Sygut/Rynek Zdrowia - 17-04-2018

- Koszty nieleczonego niedożywienia sięgają w Polsce aż 11 mld zł rocznie. W kwocie tej znajdują się nie tylko wydatki bezpośrednie, związane z leczeniem, ale także koszty pośrednie, na które składają się m.in. opieka nad pacjentem, koszty absencji w pracy czy utrzymania rodzin - podkreślają eksperci.

Eksperci: system i pacjenci tracą na utrudnieniach w dostępie do leczenia żywieniowego

Dr Anna Zmarzły, specjalista chorób wewnętrznych, kierownik Ośrodka Żywienia Klinicznego WSS im J. Gromkowskiego we Wrocławiu, członek Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu (POLSPEN) tłumaczy, że osoby niedożywione mają słabszą odporność, zwiększa się u nich liczba infekcji w ciągu roku, częściej mają po nich powikłania, zmuszeni są do korzystania z pomocy osób trzecich, ich jakość życia jest obniżona, skraca się długość ich życia.

Luki w finansowaniu
- Nie ulega wątpliwości, że na braku dostępu do leczenia żywieniowego tracą pacjenci. Jednak nie tylko oni. Także państwo ponosi wymierne straty. Rosną nam koszty, które są efektem terapii innych schorzeń, jak np. niegojące się rany czy ciężka celiakia - zaznaczyła dr Zmarzły podczas III Kongresu Wyzwań Zdrowotnych (8-10 marca 2018 r.).

Dodała, że w Stanach Zjednoczonych wyliczono, że w 2013 roku wydano 42 mln dolarów na koszty leczenia nieleczonego niedożywienia. Hospitalizacja tych chorych była od 1,5 do 5 razy dłuższa. Z kolei w Wielkiej Brytanii wydano prawie 20 mln funtów na terapię osób niedożywionych. Ponadto z danych brytyjskich i hiszpańskich wynika, że koszty niedożywienia stanowią ok. 15% budżetu, który wydaje się rocznie na ochronę zdrowia i opiekę społeczną.

- Gdyby te dane ekstrapolować na rynek polski i przyjąć wersję optymistyczną, zgodnie z którą koszty te stanowią jedynie 2% budżetu, to okazałoby się, że rocznie wydajemy 1,5 mld zł na terapię osób niedożywionych. Realnie jednak, niedożywienie kosztuje nas aż 11 mld zł rocznie. Ten koszt to nie tylko koszty bezpośrednie związane z leczeniem, ale też koszty opieki nad pacjentem, absencji w pracy, utrzymania rodzin - podkreślała dr Zmarzły.

Ekspertka wyjaśniła, że istnieje obowiązek oceny stanu dożywienia pacjenta przy przyjęciu do szpitala. Po takiej analizie, osoby chore, które są niedożywione, powinny zostać wsparte odpowiednią dietą. Niestety, tak się nie dzieje, gdyż nie ma refundacji doustnych diet przemysłowych, leczenia żywieniowego w warunkach oddziału psychiatrii, mamy limitowanie świadczeń żywieniowych i często brakuje możliwości kontynuacji terapii.

- Nie mamy pieniędzy na to, żeby terapię żywieniową stosować, mimo że są badania, które wskazują, że obniża ona koszty hospitalizacji do 42% - podsumowała dr Zmarzły.

Brakuje rozwiązań systemowych
Podobnego zdania jest dr hab. Jacek Sobocki, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Żywienia Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który zaznaczał, że wprawdzie w Polsce istnieją potencjalne możliwości leczenia żywieniowego pacjentów na najwyższym światowym poziomie, jednak na przeszkodzie stoi brak rozwiązań systemowych.

- Co dziesiąty chory przyjęty do szpitala natychmiast powinien mieć włączone leczenie żywieniowe. Takie wnioski płyną z oceny, która jest obowiązkowa i ciąży na pracownikach każdego szpitala. Niestety, po tej ocenie nie ma osób zajmujących się dożywianiem chorych, którzy tego potrzebują - podkreślał Jacek Sobocki.

Dodał: - W Polsce leczeniem żywieniowym chorych zajmują się entuzjaści. Nie ma nikogo dedykowanego do takiej procedury. W wielu naszych szpitalach praktycznie nie ma dietetyków.

- Tak długo, jak nie będzie specjalizacji z żywienia klinicznego, tak długo jak specjalista ds. żywienia klinicznego nie będzie miał do pomocy dietetyków, to wiele się nie zmieni. A do zyskania mamy bardzo dużo, przede wszystkim eliminujemy błędne koło. Pacjent, który jest wypisywany ze szpitala i nie ma kontynuacji leczenia żywieniowego, nie wróci do życia społecznego, bo wciąż wymaga opieki. Co więcej, w stosunkowo krótkim czasie wróci do szpitala w gorszym stanie i będzie wymagał ponownej, dłuższej hospitalizacji - wyjaśnił dr hab. Jacek Sobocki.

Winne limitowanie świadczeń
Dr Jerzy Gryglewicz, ekspert Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie podkreślił, że w ostatnich latach wydatki NFZ na leczenie żywieniowe systematycznie się zwiększają, a publiczny płatnik zaczął refundować leczenie żywieniowe jako odrębną procedurę lub w ramach świadczeń intensywnej terapii, czy też świadczeń w oddziale udarowym. Niestety, wprowadzenie ryczałtowego rozliczania w ramach sieci szpitali, doprowadziło po części do powrotu w opłacaniu tej procedury jako ryczałtu.

- Wprawdzie nadal w niektórych dziedzinach rozliczamy się procedurami, jednak o ile wcześniej leczenie żywieniowe było traktowane bardzo często jako odrębna procedura, którą przy nadwykonaniach finansowano bez żadnych problemów, to po wprowadzeniu systemu ryczałtowego w szpitalach praktycznie niemożliwe jest finansowanie nadwykonań. W tej sytuacji finansowo-prawnej jedynie od decyzji dyrektora będzie zależało, czy dany profil będzie rozwijany, czy nie. I tu zachodzi obawa, że żaden menedżer nie zdecyduje się na finansowanie leczenia żywieniowego - zaznaczył dr Gryglewicz.

Wyjaśnił też, że w tej sytuacji bardzo dobrze się stało, że problemem niedożywienia pacjentów zajmują się entuzjaści, bo tylko takie osoby są w stanie przekonać kadrę menedżerską do swoich idei.

Ekspert dodał też, że biorąc pod uwagę dane z innych krajów okazuje się, że wciąż mamy jeszcze wiele do zrobienia. - Świadczenie to jest limitowane, a tymczasem zapotrzebowanie na nie będzie rosło w kolejnych latach. Systematycznie zwiększa się liczba chorych, u których należałoby wdrożyć dojelitowe żywienie domowe. Limitowanie tego świadczenia nie jest więc korzystne, a wysokość kontraktów na żywienie dojelitowe w warunkach domowych powinna być określona przez rzeczywiste potrzeby pacjenta - mówił dr Gryglewicz.

Zaznaczył ponadto, że leczenie żywieniowe wymaga też wdrożenia rozwiązań systemowych w kwestiach związanych z edukacją lekarzy. Niedożywienie jest problemem interdyscyplinarnym, dlatego nie ma swojego konsultanta krajowego, który mógłby zabiegać u decydentów o refundowanie tego typu procedur.

W ZOL-ach leczą żywieniowo, na rehabilitacji już nie
Mgr Lilia Kimber-Dziwisz, kierownik Zakładu Opieki Długoterminowej Radomskiego Szpitala Specjalistycznego wyjaśniła, że dzisiaj ZOL-e mają największą grupę pacjentów objętych leczeniem żywieniowym. To jest ta grupa pacjentów, która korzysta z optymalnej opieki dzięki finansowaniu leczenia żywieniowego przez NFZ.

- Leczenie żywieniowe w ZOL-ach jest medycyną naprawczą, ale jest też profilaktyką, a nie ma nic tańszego niż profilaktyka. Jeżeli w odpowiednim momencie włączymy leczenie żywieniowe w ramach profilaktyki niedożywienia - tak jak się to dzieje u nas, kiedy przyjmujemy pacjentów ze szpitala np. bezpośrednio po udarach czy ciężkich urazach czaszkowo-mózgowych, kiedy pacjenci nie są jeszcze niedożywieni - unikamy u nich poważnych schorzeń, jak np. zachłystowego zapalenia płuc. Ci pacjenci nie mają też odleżyn. Zapobiegamy wszelkim powikłaniom długotrwałego unieruchomienia - podkreśla Lilia Kimber-Dziwisz.

Dodaje: - Trzeba pamiętać, że w ZOL-ach pacjentów nie wyleczymy, jednak poprawiamy im jakość życia. Wprowadzając leczenie żywieniowe dostajemy szansę na usprawnianie pacjenta, co bez tego nie byłoby możliwe, a jakość życia chorych byłaby nieporównywalnie gorsza.
Tyle szczęścia nie mają, niestety, pacjenci leczeni na oddziałach rehabilitacyjnych, które są jednym z dwóch oddziałów, obok psychiatrii, gdzie żywienie nie jest finansowane dodatkowo, ale „wrzucone” w ryczałt.

Dlatego, jak tłumaczyła dr hab. Iwona Sarzyńska-Długosz, ordynator Oddziału Rehabilitacji Neurologicznej II Kliniki Neurologicznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, pacjent, który z oddziału neurologii - np. po udarze - trafia na oddział rehabilitacyjny, zostaje z miejsca pozbawiony leczenia żywieniowego.

Z tego powodu bardzo często taki pacjent zamiast trafić na rehabilitację, gdzie byłby właściwie rehabilitowany, a przy odpowiednim finansowaniu także specjalistycznie żywiony, i mógłby wrócić do pełnienia ról społecznych, trafia od razu do ZOL-u albo do domu i „ginie w systemie”.

- Mimo iż wielokrotnie zgłaszaliśmy ten problem decydentom, to nie spotykaliśmy się z ich strony ze zrozumieniem. Dopiero teraz w AOTMiT jest prowadzona nowa taryfikacja świadczeń z zakresu rehabilitacji, gdzie zarówno osoby z Agencji, jak i NFZ zaczynają dostrzegać problem braku żywienia na rehabilitacji - podkreśliła dr hab. Sarzyńska-Długosz.

Leczenie żywieniowe w domu pacjenta
Z kolei Edyta Grabowska-Woźniak prezes zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Świadczeniodawców Leczenia Żywieniowego w Warunkach Domowych podkreślała, że obecnie w Polsce opieką żywieniową, finansowaną ze środków publicznych w ramach żywienia dojelitowego w warunkach domowych, objętych jest ok. 6000 pacjentów, ale potrzeby w tym zakresie wzrastają.

- Takie świadczenie realizowane w warunkach domowych należy oceniać bardzo pozytywnie. To jest kierunek, do którego zmierza system, ze względu na fakt, że te koszty opieki zdrowotnej rosną. Żywienie w warunkach domowych jest kompleksowym, bardzo nowoczesnym świadczeniem, które obejmuje nie tylko samego pacjenta, ale też opiekunów. Tutaj kluczową kwestią jest edukacji rodziny i pacjenta oraz dostarczania zarówno serwisu pielęgniarskiego, lekarskiego, jak i samych diet specjalistycznym transportem do domu pacjenta - zaznaczyła Edyta Grabowska-Woźniak.

I dodała: - Dzięki temu świadczeniu pacjent ma szanse normalnie żyć mimo dysfunkcji, zwykle spowodowanej chorobą podstawową. W tej grupie chorych znajdują się przede wszystkim pacjenci neurologiczni, duża grupa pacjentów po udarach i pacjenci onkologiczni.

Ekspertka zaznaczyła też, że obecnie świadczenia te są limitowane wysokością umów, co należałoby pilnie zmienić. Ocenia się bowiem, że leczenie żywieniowe w domu pacjenta jest o 70-80% tańsze niż w szpitalu.

Procedury wymagają zmian
Wojciech Mika, główny specjalista z Działu Kontraktowania Świadczeń Śląskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia podkreślił, że w woj. śląskim najwięcej pacjentów korzysta z leczenia żywieniowego na oddziałach intensywnej terapii w szpitalach, następnie w leczeniu domowym oraz w ZOL-ach oraz w opiece hospicyjnej. W tej ostatniej obserwuje się wzrost liczby pacjentów.

- Jeśli chodzi o żywienie w opiece domowej to w woj. śląskim mamy trzech świadczeniodawców. W naszej ocenie nie jest to wystarczająca liczba, ponieważ w tym sektorze także następuje stały wzrost liczby pacjentów. Ponadto naszemu oddziałowi NFZ zależy na tym, żeby świadczenie to realizować w jak największym procencie. Niestety, ostatnie postępowanie konkursowe dotyczące tego świadczenia przeprowadzaliśmy w 2011 roku. Od tego czasu wiele placówek przygotowało się do realizowania tych świadczeń, jednak na razie konkursu w tym zakresie nie przewiduje się - podkreślił Wojciech Mika.

- Kolejnym dużym problemem są pacjenci wentylowani mechanicznie, a jednocześnie żywieni dojelitowo, u których dodatkowo wystąpiła choroba nowotworowa. Niestety, mamy zapisy, które uniemożliwiają jednoczasową realizację tych świadczeń - zaznaczył przedstawiciel NFZ.

Wypowiedzi pochodzą z sesji pt. "Leczenie żywieniowe - kiedy zaczniemy w pełni wykorzystywać jego potencjał?" na III Kongresie Wyzwań Zdrowotnych (Katowice, 8-10 marca 2018 r.).

 


Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Kongresu Wyzwań Zdrowotnych.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie